REKLAMA


Opowiadanie – Chłopaki nie płaczą cz.3

Chłopaki nie płaczą cz3.

6.30 rano. „Nikt jeszcze nie wie czy stare słońce zarysuje nowy dzień… blaszany huk ….” to nie był niestety blaszany huk – To był sen, w którym deptałem bosą nogą w stercie gnijących bananów, które mlaskały mi pod stopami … próbowałem się wydostać … na próżno… masakra jakaś … a małpy na okolicznych drzewach śmiejąc się do rozpuku co rusz rzucały kolejne zgniłe banany pod nogi …

Nieprzytomnym wzrokiem potoczyłem po pokoju … pies lizał mnie po piętach przypominając, że oto wstaje nowy dzień pełen nowych wyzwań, nadziei i okazji do samorealizacji do kolejnych podbojów rynków zbytu, zaspokajania potrzeb klientów, którzy ich nie mają, a raczej jak twierdzi nasz trener biznesu mają, ale sobie ich nie uświadamiają i tak dalej i tak dalej …

Aleeee … dzisiejszy dzień jest inny… dzisiejszy dzień jest różowy!!!

Szorując zęby pogwizdywałem sobie pod nosem i już w myślach widziałem panią Kasię jak pada zemdlona w momencie, gdy ja podwijam rękaw i ujmuję długopis, aby podpisać listę obecności. W dalszej kolejności w marzeniach jest kawa w kuchni, intelektualna konwersacja w trakcie której powalam panią Kasię swoją błyskotliwością, erudycją i inteligencją, a potem wspólny lunch na mieście zakończony ekscytującym spotkaniem w służbowym mieszkaniu naszego szefa do którego to (mieszkania a nie szefa) pani Kasia posiada klucze, albowiem podlewa tam kwiatki razem ze swoim chłopakiem (wieść gminna niesie, że nie tylko kwiatki tam podlewają). Więc dziś to ja będę miał okazję podlewać te kwiatki. A wszystko to za sprawą magicznego kawałka skóry zwanego bransoleta, która to z niewiadomych dla mnie powodów otwiera niewieście serca oraz służbowe mieszkania szefów. YES!

Ogolony, pachnący, nażelowany wszedłem do pokoju i nagle….

Coś było nie tak. Coś wisiało w powietrzu. Ogarnęło mnie jakieś złe przeczucie…

Na podłodze walały się jakieś resztki kartonu i folii a mój pies coś … ŻUŁ!

Te skrawki papieru to zdaje się było … tak to było (!) opakowanie po przesyłce z tego sklepu internetowego, w którym zamówiłem bransoletę! Rzuciłem się na kolana w nadziei, że to jakiś zły sen – niestety!  Pośród resztek kartonu walała się jedynie mosiężna zapinka od bransolety. Psina zaś z uradowaną mordą oblizywała się smakowicie. Przez chwilę łudziłem się, że może to po tym psim żarciu co to połowica je kupuje w puszcze i płaci za nie więcej niż ja za dobry obiad w knajpie, ale po chwili zostałem wyprowadzony z błędu. Pies chrząknął, smarknął, odbiło mu się wczorajszym kurczakiem po czym odkrztusił kawałek … mojej bransolety 🙁

Gdyby nie fakt, iż nie miałem już czasu bo za chwile mój autobus pełen naftalinowych podróżnych odjeżdżał z przystanku, to pewnie bym odsunął tą wersalkę pod która wlazła psina, uciekając przede mną i zabiłbym bydlaka gołymi rękoma. Byłoby to z pewnością przyczyną co najmniej rozwodu, o ile nie kolejnego morderstwa w tym domu w dniu dzisiejszym dokonanego na mojej osobie przez żonę, ale w tamtym momencie nie miało to dla mnie znaczenia.

Jedyne co mogłem zrobić to …. rozpłakać się z bezsilności. (sorry Czarek, nie dałem rady się powstrzymać).

Nie muszę chyba dodawać, że tego dnia nie słuchałem zachwytów nad moją piękną nowa bransoletą ani nie usłyszałem jaki to mam dobry gust, ani tym bardziej nie podlewałem kwiatków szefa razem z panią Kasią.

Nadmienię jedynie, iż z całą pewnością mogę teraz twierdzić, że bransoleta była wykonana z prawdziwej skóry o czym przekonałem się boleśnie bo pies przeżył, ma się dobrze, żadnych czkawek, skrętów kiszek itp. Jedynie był na mnie obrażony przez tydzień.

TUTAJ możesz pobrać opowiadanie do wydruku.

Autor opowiadania: Marcin

komentarze:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *